środa, 22 sierpnia 2012

Sequentia: The Lost Songs

Wyśpiewana opowieść, wypowiedziana pieśń – to jedne z tych rzeczy, które pozwalają człowiekowi choć przez chwilę poczuć, że panuje nad czasem. Opowieść i pieśń, tak bliskie sobie i w wielu przypadkach nierozdzielne, są bowiem bytami łączącymi w sobie przynajmniej dwa wymiary: czas, w którym się opowiada, i czas o którym się opowiada. Tradycja łacińska nazywa to illud tempus, „ów czas”, w którym dzieją się wspominane wydarzenia, ale i „ów czas”, w którym się je wspomina.
Wtorkowy koncert nie nawiązywał wprost, w przeciwieństwie do dwóch poprzednich, do swoistego motywu przewodniego tegorocznego festiwalu: śmierci i zmartwychwstania. Była to jednak w pewnym sensie opowieść o śmierci i zmartwychwstaniu samej opowieści. Oto uśpione na wieki teksty i zapomniane melodie nagle ożyły, po kilkuset latach nieistnienia zabrzmiały znowu, dzięki głosom, instrumentom, a wcześniej drobiazgowej pracy rekonstrukcyjnej podjętej przez muzyków Sequentii. Ożywienie to dokonało się na sposób mistrzowski, zarówno pod względem technicznym, jak i ekspresyjnym. Usłyszeliśmy konkretne opowieści, z których jedne posługiwały się słowami (bardzo ważnym dopełnieniem całości było udostępnienie tłumaczeń tekstów, tak, by można było zrozumieć narrację), inne obywały się bez nich – melodie grane na flecie przez Norberta Rodenkirchena, które tłumaczeń nie potrzebowały. To jednak dopiero pierwsza warstwa. Drugą była sama akcja opowiadania: niezwykłe porozumienie między wykonawcami, otwartość i równowaga pozwoliły odnieść wrażenie, że oto trójka przyjaciół opowiada nam o czymś, czego sami doświadczyli i co widzieli.

Pieśń i opowieść – szkoda, że w naszym języku nie istnieje jedno słowo, które łączyłoby w sobie oba te aspekty – są integralnymi elementami tego, co nazywamy tradycją i kulturą. W ostatnim utworze programu, panegiryku na cześć cesarza Ottona, pojawił się motyw pieśni, która budzi cesarza w czasie pożaru, ratując go od zguby. Pieśń, która ocala – tutaj dosłownie, ale przecież sama w sobie ocala również pamięć, owo przedłużenie bytu w czasie. Ratuje nie tylko od ognia, ale i od zapomnienia, przerwania ciągłości. Zarówno motyw ocalenia, jak i motyw „pieśni w pieśni”, odnajdujemy również w Ut quid iubes pusiole Gotszalka. Utwór ten, wykonywany już na jarosławskim festiwalu przed dwoma laty przez zespół Cantilena Antiqua (w jakże odmiennej transkrypcji i interpretacji!), podkreśla znaczenie przekazu – właśnie w jego śpiewanej postaci. Opowiadający początkowo odmawia proszącemu go o pieśń młodzieńcowi, tłumacząc, że sytuacja wygnania bardziej wymaga płaczu niż muzyki, ale w końcu ulega prośbom, być może wiedząc, że to jeden z najlepszych sposobów na przetrwanie kultury w trudnych czasach. Wszystko to dzieje się – w myśl pewnego rodzaju koncepcji szkatułkowej – oczywiście już w samej pieśni.
Tutaj, w Jarosławiu, takie właśnie pieśni korzeni, pieśni ocalenia, spotyka się szczególnie często. Warto te korzenie odnajdywać, ocalać pieśni, przekazywać opowieści. Nawet jeśli wymaga to ogromnej pracy, stawiania pytań i błądzenia, a czasami podejmowania prób wskrzeszania tego, czego od setek lat nikt nie słyszał.
Katarzyna Spurgjasz


 

fot. Anna Kaplita

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wszystkich komentujących serdecznie prosimy o zachowanie zasad netykiety.